Wiecie jak to mówią. Dziwne rzeczy dzieją się na świecie, różne przypadki chodzą po ludziach. A mi właśnie przydarzyło się coś bardzo zaskakującego i chyba nawet smutnego. Drugiego nie jestem pewna, ale w miarę pisania o tym, przekonam się czy faktycznie tak jest.
Po całej mojej akcji z Mikołajem w moje imieniny, można powiedzieć, że się załamałam, chociaż nie do końca mogłam. Udawałam, że wszystko jest w porządku przed moimi rodzicami, znajomymi, a najbardziej chyba przed moim chrzestnym i jego rodziną, bo przyjeżdżają dwa razy do roku i bez sensu tracić ten czas na użalanie się nad sobą. Tak więc, kiedy 31 lipca dostałam telefon w sprawie pracy jako ratownik na basenie, zgodziłam się, bo stwierdziłam, że przyda się trochę grosza na lepsze bez samcowe życie, rozumiecie... Poza tym to dobry pomysł na oderwanie się od własnego życia, problemów. Nikogo tam nie znałam, nikt nie znał mnie. Życie incognito.
Takim sposobem od 3 sierpnia codziennie spędzam co najmniej 5 godzin przy wodzie w towarzystwie tych samych osób. Pomijam fakt, że dzielimy się na zmiany i nie widzę się z wszystkimi jednocześnie. Nie do tego zmierzam, chodzi mi o moje przywiązanie się do nich... Zawsze byłam osobą, która po szkole, pracy prosto wraca do domu i naprawdę mnie dziwiło, że oni zostają na tym basenie, pływają, gadają ze sobą po tych 5 godzinach użerania się ze sobą. Do pewnego czasu. Przełomowym momentem okazało się zaproszenie, a może lepiej nazwać to groźbą, na piwo.
Miałam pierwszą zmianę, więc skończyłam o 15, ale wróciłam na basen po 19, żeby odbębnić to jedno piwo i iść do domu. Oczywiście ubrałam sukienkę, szpilki i w ogóle make-up po raz pierwszy od początku naszej znajomości też musiał się pojawić. Czyli ogólnie mówiąc, wystroiłam się, jak nie wiem. Zaraz po przyjściu poszłam do Mikołaja, który jako jedyny jest w moim wieku i do tamtej pory bardzo dobrze nam się gadało, a że siedział sam, czego nawiasem mówiąc nie lubi, spędziłam tam czas do końca zmiany. Paweł, który jak inni nie znał takiej wersji mnie, okrzyknął mnie dziewczyną Mikołaja, co można powiedzieć, że mi trochę schlebiało, bo Miki jest niczego sobie mężczyzną. Jednak jego wygląd nie zmieniał mojego podejścia do chłopców w tamtym momencie. Każdy, dosłownie każdy był zakłamanym dupkiem. Bez różnicy czy dupkiem, którego lubię, czy nie.
Nie będę tutaj opisywać przebiegu tego spotkania, bo nie ma to do końca sensu, a poza tym pamiętam je tylko do pewnego momentu. W każdym bądź razie to wyjście scaliło prawie całą naszą ekipę. Jedną osobę można powiedzieć, że wykluczyliśmy, ale gdybyście poznali Piotrka, sami byście to zrobili.
Od tamtego czasu bardzo polubiłam wszystkich ratowników. Z jednymi jestem bliżej, z niektórymi trochę dalej, ale się lubimy. Można się domyślić, że Mikołaj należy do grupy bliższej mojemu sercu, ale... Jak zawsze musi pojawić się jakieś "ale''. W pewnym momencie moi jakże kochani współpracownicy, którzy zaliczają się do tych najbardziej kochanych, zaczęli przedstawiać mi zalety posiadania chłopaka, którym byłby Mikołaj.
Owszem Mikołaj jest bardzo miłym, sympatycznym chłopakiem, który zawsze wie, jak mnie rozbawić i chyba nigdy nie zdarzyło mi się nie śmiać w jego towarzystwie, a czasami jak każdy mamy gorsze dni. Zawsze jest blisko mnie i jestem przekonana, że gdybym potrzebowała jego pomocy na pewno bym ją dostała. Wyglądem też nie odpędza od siebie dziewczyn. Blond włosy, opalony, jak na ratownika przystało, szczupły. A jego niebieskie oczy.. Gdybyście mogli zobaczyć jak idealnie wyglądają, kiedy się śmieje, nawet jeśli je mruży. Przeglądając jego zdjęcia na facebooku, w życiu nie powiedziałabym miłego słowa na jego temat. Do zdjęć pozuje jak burak, zawsze jest otoczony stadem znajomych i prawie na żadnym się nie śmieje, ale to chyba nie jest ten sam Mikołaj, którego ja znam. Mój Mikołaj, kiedy zaczynam robić mu zdjęcia musi mieć szeroko otwarte oczy, nie marszczyć czoła i uśmiechać się od ucha do ucha. Mogłabym wstawić tutaj zdjęcia dla porównania, ale nie chcę upubliczniać jego wizerunku. Tak, boje się.
W przypływie nudy albo może lepiej- głupoty, zaprosiłam go na półmetek. Oczywiście nie zrobiłam tego twarzą w twarz... Nie jestem na tyle pewna siebie.. Zresztą, w ogóle nie jestem pewna siebie, a to że nie odpisał mi tylko to potęguje. Z drugiej strony rozumiem brak jego odpowiedzi. wyjechał na dwudniową imprezę do Warszawy i pewnie nie zaprząta sobie głowy sprawdzaniem wiadomości... Zignorować mnie nie może, bo jeszcze przez dwa tygodnie będziemy razem pracować, więc na pewno nie weźmie przykładu z poprzedniego Mikołaja. Chyba właśnie go usprawiedliwiam.
Problem w tym, że chyba się w nim zakochuje, ale nie jestem do końca przekonana czy chcę. Czy można chcieć się zakochać? Może to tylko krótkie wakacyjne zauroczenie? Czy byłabym w stanie znaleźć czas na chłopaka w moim napiętym grafiku?
Mikołaj spraw, żebym cię znienawidziła....
Ja juz nie moge..
OdpowiedzUsuńUdawać, że wszystko ze mną jest okey..
Udawać przy rodzinie, że nie rusza mnie to co się dzieję w moim życiu...
Udawać przed nim, że o nim chcę zapomnieć...
Udawać przed samą sobą, ze mi na nim nie zależy...
Udawać, że nie boli mnie jego obojętność...
Ja już nie mogę...
Czy to wszystko co razem przeżyliśmy dla niego znaczy tylko tyle, ze teraz z łatwością mogł przestać się odzywać?
Czy moje starania, żeby wyciagnać go z nalogu sa dla niego niczym?
Czy, aż tak jest uzależniony, że woli ćpać niż być ze mna? Niz chociaż mieć ze mna jakikolwiek kontakt?
Naprawde nic nie znacze dla niego?
Czy to tak wiele, aby sie odezwac?
Czy to tak wiele, aby zapytać co u mnie i jak sie trzymam?
Przeciez koedyś robil to codziennie... martwil sie i pytał, probowal rozbawić, dawał wsparcie, a pozniej wszystko sie zmienilo... narkotyki coraz bardziej zawładały jego życiem i osobowością...aż ktoregoś dnia nie wytrzymalam... rozpłakalam sie lezac na nim i wtulajac sie w zaglebienie jego szyi... "Odchodzisz ode mnie?" - zapytał wystraszony... pomyslalam, ze bedzie cierpial, ze bedzie tesknil, ze go zranie... Głupia ja, och głupia ja! Nazajutrz lezal patrzac w sufit, pomyslalam ze mysli o tym jak mnie zatrzymac, a on...wstal przytulil mnie byle jak z dosc milym usmiechem a gdy mnie odwozil powiedzial: "Juz nigdy sie nie zobaczymy. Przykro mi. Jestesmy rozni." Wtedy zdalam sobie sprawe ze tam lezac w tym lozku przyjal do wiadomosci to, ze nie chce ze mna byc, dlaczego? Bo nie chcialam zeby cpal?! Nie wierze... do dzis nie wierze, ze to sie stalo przez narkotyki... nie wierze ze wybral je... nie wierze ze zakochalam sie w kims bez wzajemnosci...
To tak bardzo boli...
A dzis nie mamy kontaktu...żadnego...ja pisalam...on po prostu przestal sie odzywac...
Tak po prostu pogodzil sie z tym, ze sie rozeszlismy...tak po prostu woli cpac... tak po prostu mnie zranil...
_Musialam opisac gdzies co czuje, wyrzucic z siebie caly zal...nie wiedzialam do kogo isc z tym wiec wybralam #WaityKatie bo ten blog jest naprawde do tego najlepszy...
M. xX